piątek, 27 lutego 2015

Timothy Cowl

Jestem prawdziwą wielbicielką wszelkich golfów, otulaczy, szali, chust. Muszę mieć coś na szyi nawet w środku upalnego lata. Zimą najbardziej lubię takie szyjogrzeje, które ocieplają także kark i ramiona. No i postanowiłam sobie taką właśnie formę ni to komina, ni to poncho wydziergać. I oto jest :-)


Dziergadło udało się nie najgorzej, można je nosić w chłodniejszy wiosenny dzień na sweter albo żakiet, a zimą pod kurtę czy płaszcz.



Komin zrobiłam z dwóch motków Merino Gold 200 Madame Tricote Paris. Włóczkę po bardzo niskiej cenie kupiłam do wypróbowania w mojej lokalnej pasmanterii. To mieszanka wełny merino 60% i akrylu 40%. Jakoś ten akryl tym razem przeżyję :-)





Robiąc komin, zapragnęłam także poczuć się wielką, wyjątkową i - a jakże! - wybitną projektantką dzianin :-))) Spisałam krok po kroku opis mojego kołnierza i udostępniłam go na ravelry. Mam nadzieję, że się nie wygłupiłam za bardzo z tak banalnym wzorem w obliczu tysięcy dziewiarskich wspaniałości ravelry... :-))) Bo dumna jestem z siebie tak jak bym co najmniej opis rakiety samosterującej sporządziła... ;-)

Wzór nie był, niestety, testowany... Jakoś o tym zapomniałam, tak bardzo byłam podekscytowana publikacją mojego pierwszego z prawdziwego zdarzenia projektu dziewiarskiego :-)  Dlatego też, gdyby któraś z Was miała ochotę wydziergać komin według mojego opisu i zamieścić zdjęcia na ravelry, to serdecznie zapraszam do spóźnionego post-testu. Napiszcie do mnie, a ja z radością prześlę wzór.

Komin pokochałam od pierwszego założenia na ramiona i dałam mu imię mojego kota, Tymka. Niestety, kot stanowczo odmówił pozowania w udziergu nazwanym na jego cześć... Może jakoś go jeszcze namówię...;-)

Serdeczności dla wszystkich!

czwartek, 19 lutego 2015

Coś beżowego, coś szarego...

Dmuchawce na wietrze są bardziej trwałe i stabilne niż moje dziewiarskie plany... Kilka rozpoczętych robótek poszło w kąt: coś mi nie pasowało, coś się przestało podobać, coś znudziło. Ale próżni oczywiście nie ma! ;-) Armie nowych wzorów i nowych włóczek atakują z każdej strony! Czy ja, słaba (he he he!) kobieta mogłabym się im oprzeć? Nie ulec? Nie poddać się? Tak tylko pytam, bo odpowiedź jest przecież jasna!
Na drutach mam dwa projekty, nad którymi intensywnie pracuję. Pierwszy: beżowy. No może jasnobrązowy :-) Ocean oczek prawych i lewych... Ale z niespodzianką. Dzieje się z alpaki Dropsa. Kolor trochę nie mój, ale przewrotnie na taki właśnie miałam ochotę.
Na zdjęciach widać, jakie krzywe oczka wychodzą mi z tej alpaki, ale wiem z doświadczenia, że w blokowaniu wszystko pięknie się wyrówna...




Na ostatniej fotce jest fragmencik tej małej niespodzianki, która tymczasem ginie w dżerseju... Otrzyma jednak należne sobie miejsce! ;-)

No i drugi projekt. Szary. Gruby. Łatwy. Ciepły. Nieduży :-) Coś do ogrzania szyi przed wiosennym wiatrem... :-) Włóczka to upolowane w lokalnej pasmanterii za absolutnie śmieszną cenę Merino Gold 200 Madame Tricote Paris. Jest w sam raz na komin. No bo komin się robi :-) I ma szczególne miejsce w moim sercu, ale o tym napiszę następnym razem :-)



Już wkrótce mam nadzieję pokazać coś skończonego. Na swoją kolej, na wolne ręce i niezajęte druty czekają przecież następne piękne dzianiny... :-)

Słońca wszystkim życzę! :-)

wtorek, 3 lutego 2015

Uszatka :-)

W oryginalnym projekcie Hani Maciejewskiej czapka Uszatka ma oczywiście nauszniki :-) I jeszcze więcej pomponów! Jako dobrze już starsza pani postanowiłam z nich zrezygnować :-) 


Czapa to mały przerywnik między dzierganiem swetrów. Miał to być - jak napisałam - przerywnik mały i szybki. Okazało się jednak, że muszę nad tą czapą ciężko pracować. Hania wymyśliła piękny wzór, ale - jak to zwykle przy warkoczykach - trzeba robić go uważnie i powoli. Nie ma chwili wytchnienia, każdy nieparzysty rządek to nowe wyzwanie! Wzór nie jest trudny, ale wymaga skupienia, a ja jestem raczej roztrzepana dziewiarką... Było prucie, zmienianie włóczki, przeklinanie, oberwało się też kotu, ale gdy już dobrnęłam do ostatniego oczka, to poczułam prawdziwą satysfakcję :-)






Czapkę wydziergałam z dwóch motków Limy Dropsa. Bardzo spodobał mi się kolor, który przypadkowo kupiłam - dość jasny, chłodny brąz. Chyba będę musiała jeszcze coś z niego zrobić, jest bardzo mój. :-)
No i szaleńczo dumna jestem z pompona, który zrobiłam. Przy pomocy specjalnie z powodu Uszatki zakupionego za ciężkie pieniądze ( :-))) ) urządzenia do robienia pomponów :-)


A nowe swetry się robią... Powoli, powoli... :-)